Blog

Gęsina na świętego Marcina. Czyli obiad zamiast marszu niepodległości

Pomyślcie tylko, jak byłoby pięknie, pysznie i jak pokojowo, gdyby Dzień Niepodległości Polacy, zamiast na upolitycznionych marszach niepodległości, spędzali biesiadując z rodziną i przyjaciółmi ku chwale Niepodległej? Gdyby zamiast rac i wyzwisk, w niebo leciały fajerwerki i korki od szampana. Gdybyśmy zamiast nerwowo demonstrować – radośnie świętowali, a zamiast kłócić się o ideologie, spierali się tylko, czy gęsina lepsza jest z żurawiną, czy może jednak z jabłkami. 

Halloweenowy sernik z dynią matki nieidealnej

Jest w Halloween coś dziecięco naiwnego, radośnie mrocznego, coś tak tandetnego, że aż pięknego. Tej kiczowatej lukrowanej scenerii nie umiem się oprzeć. A od kiedy jestem mamą małego fana Harry’ego Pottera, duchów, dyń, czarów i zakazanego lasu, nawet nie próbuję.

Dyniowa droga

Weekendy często spędzam na wsi, w domu teściów. Mieszkają na wschodnim skraju Małopolski, w wiosce, w której przy każdym domu stoi obrośnięta kwiatami murowana piwnica, a przy miedzach rosną rozłożyste wierzby.

Jadwigi ucierane ze śliwkami

Ludzie dzielą się na tych, którzy gotują, i tych, którzy pieką ciasta. Mało kto opanował do perfekcji obie […]

Masz babo placek. Ciasto drożdżowe bez wyrabiania

Pochodzę z domu, w którym na wszelkie słodkie wypieki mówiło się „ciasta”. Jakież było moje zdziwienie, gdy w domu przyszłego męża po obiedzie poproszono mnie, żebym zaniosła na stół placki. Dla mnie placki mogły być ziemniaczane, ze śmietaną albo po węgiersku. A tu na stół wjechała szarlotka, sernik i biszkoptowe z galaretką. Masz babo placek!

Dip na grilla: polskie tzatziki z ogórkiem małosolnym

Ogórki małosolne są pyszne i zdrowe. Kropka. Nie ma co się rozpisywać, prawda jest oczywista, trochę jak w starym porzekadle, że tanie wino jest dobre, bo jest dobre i tanie. Ogórki nasze polskie lekko kiszone chrupią lepiej niż chipsy, więc kto na diecie niech korzysta i nastawia własne. Wystarczą dwa dni w wodzie z koprem, solą i czosnkiem,  i tadaam – ogórki z lekko jeszcze białym środkiem gotowe. Najlepsze, co wymyśliła ludzkość jako dodatek do grillowanych mięs, obiadu z młodymi ziemniakami albo kanapki z masłem i szynką. Już bardziej po polsku, zdrowo i lekko się nie da.

Sprytna i wybitna, czyli frittata ze szparagami i dymką

W kuchni lubiła być sprytna. Resztki ziemniaków z wczorajszego obiadu w mgnieniu oka potrafiła przerobić na wytworne danie, na hiszpańską frittatę z warzywami chociażby. Albo na polskie słodkie kopytka z jogurtem, miodem i  truskawkami. Czasem specjalnie gotowała za dużo ziemniaków, żeby nie musieć przez ten mozolny proces przechodzić raz jeszcze dnia kolejnego. Obieranie i gotowanie ziemniaków uważała bowiem za jedno z najbardziej nudnych i pracochłonnych procedur kulinarnych. A ona chciała gotować szybko, zdrowo, efektownie i ograniczając bałagan do minimum. Z lenistwa i próżności. Nie lubiła sprzątać. Lubiła zbierać pochwały.

Tiramisu matki karmiącej

 

Na początku lat 60. XX w., pewnej młodej Włoszce, mieszkającej w Treviso niedaleko Wenecji, podczas trudnego połogu i karmienia sił dodał deser, na który składały się surowe żółtka jaj utarte z cukrem (po włosku to sbatudin, dla nas to po prostu kogel mogel), dobra mocna kawa i lekko słodkie biszkopty. Zrobiła go dla niej teściowa wierząc, że świeżo upieczonej mamie zapewni więcej mleka i sił witalnych. Los chciał, że matka karmiąca, była przy okazji kucharką, a po powrocie do pracy wraz z kolegą po fachu wymyśliła deser – namoczone w kawie biszkopty przełożone kremem na bazie żółtek i cukru oraz mascarpone. W oryginalnym przepisie nie było alkoholu. Miał być prosty i dostępny dla wszystkich – matek karmiących, dzieci i dorosłych. Tak powstał najsłynniejszych włoski deser – tiramisu.

Szparagi i hasztagi

Książki kucharskie kupuję pasjami. Jednak nie dla przepisów, ale dla zdjęć.  Czerpię z nich inspiracje na nowe połączenia smakowe, podpatruję mistrzowskie ujęcia. Jem oczami i wielbię foodfotografów. Bo gotować -lepiej lub gorzej – potrafi każdy. Ale zrobić dobre zdjęcie jedzenia – to już wyższa szkoła jazdy, a ja w tej szkole jestem dopiero w zerówce. I nie jestem w niej sama. W sieci co rusz napotykam smutne próby sfotografowania ciapy gulaszu z kaszą albo kotletów w kolorze starej teflonowej patelni. No nie, nie i jeszcze raz nie.

Tarta dla przyjaciół

Tak samo jak uwielbiała gotować, tak samo nienawidziła po gotowaniu sprzątać.  Z natury niecierpliwa i leniwa, stawiała na przepisy, które wymagają jednego garnka i 20 minut przygotowań. Ale dla przyjaciół robiła wyjątek. Oni bowiem zawsze domagali się jej słynnej tarty ze szpinakiem i pomidorkami. Zakasywała więc rękawy i zaczynała kompletować układankę smaków i faktur. Idealnie kruchy maślany spód uzupełniało maksymalnie serowe, wytrawne wnętrze. Kontrastowe kolory karmiły wszystkie zmysły, a ona… No cóż, wiedziała, że znów zapytają o przepis, a potem znów go zapomną albo zgubią, i będą o pisać – „Ej, ale jak ty to robisz, że tobie wychodzi taka dobra?” Ano robiła to tak…