Babcia zawsze na Wielkanoc piekła baby drożdżowe. Nie babki, ale baby właśnie. Wielkie i dumne, wyrośnięte i puszyste jak kobiety Rubensa, a jednocześnie skromne i tradycyjne jak zakonnice. Bez lukru, bez ozdób, ledwie z odrobiną rodzynek, choć i to niekoniecznie.
Baby babci
Z mazurkiem przez historię
Tłustą, najtańszą margarynę w kostce babcia rozpuszczała w garnku na gazie i łączyła z kiepskiej jakości kakao. Mieszała je długo, aż zniknęły grudki. Potem polewała tym obficie bakalie, by przykryć miejsca, gdzie ich brakowało. Czasem tłuszcz się odwarstwiał i na polewie pojawiały się białe, margarynowe zacieki. Domowego wyrobu czekoladopodobnego było na mazurku więcej niż orzechów i suszonych owoców. Tak wyglądał mazurek w PRL-u. Taki zapamiętała, jako najlepsze wielkanocne ciasto świata.