Pomidorówka i gorzka żołądkowa

Zupa pomidorowa

Była niedziela, ledwie 10 rano, gdy N. przyszła zapłakana do przyjaciółki. Mieszkały blisko siebie, na szczęście. To przydawało się o wiele częściej, niż tylko wtedy gdy trzeba było pożyczyć sukienkę lub pogadać przy kawie. To ratowało życie. Sklejało złamane serce, czasem łatało dziurę w portfelu przed wypłatą. Obie jedynaczki, bez bliskiej rodziny, w wielkim mieście. Nałogowo oglądały serial, w którym siła przyjaźni kobiet grała znacznie większą rolę, niż tytułowy seks. 

– Powiedział, że jestem wspaniała – wydusiła z siebie szlochając i słaniając się jednoczenie ze zmęczenia, bo tej nocy nie spała ani minuty – ale…
– Czekaj, czekaj niech zgadnę – przerwała jej stanowczo K. – …ale to zły moment, albo on nie jest gotowy teraz na nic poważnego!?
– Tak. Powiedział, że teraz liczy się dla niego kariera, że kończy aplikację radcowską, że to pochłonie cały jego czas, i że ja jestem tak cudowna, że on nie może mi tego zrobić, bo żeby ze mną być, trzeba być na sto procent.
– Co za absurd, większej bzdury w życiu nie słyszałam!
– Ja już nic nie rozumiem. Dlaczego tak czule mnie kochał? Dlaczego mówił te wszystkie słowa, tak bardzo trzymał za rękę, gdy wracaliśmy z balu? Gdyby to był tylko seks, nie patrzyłby tak. Wiesz jak… Kochałby się inaczej, mechanicznie, nie romantycznie. Co jest z nami nie tak?  Masz wódkę?
– Nie mam. To znaczy mam, ale ciepłą. Schłodzić? Może najpierw zjesz coś? Mam zupę z wczoraj, nie pij na pusty żołądek.
– E tam żołądek. Daj jedno i drugie. Zupę i gorzką. Może być na raz. Wszystko mi jedno.
– Zupa dobrze ci zrobi, zjedz trochę – mówiła K. matczynym wręcz tonem, a gdy N. zaczęła jeść, zasypała jej myśli historiami o podobnym scenariuszu.

Mówiła o tym, że jak nie kariera, to zły moment, albo niepoukładane sprawy z byłą, albo niedojrzałość emocjonalna, albo „nie angażuję się bo niebawem wyjeżdżam”, albo „nie angażuję się, bo dopiero co wróciłem i jeszcze nie wiem, czego chcę”. Ewentualnie „Ty jesteś cudowna, tyko ze mną jest coś nie tak”, i wreszcie znienawidzone – „Jesteś miła i sympatyczna, ale…”. Brrr! Już by lepiej powiedział szczerze: „Nie kocham cię, nie jesteś tą jedyną, bywaj maleńka”.

A tak, zawsze najpierw jest jakaś ściema, a potem jakieś „ale”. Z najgorszych zapamiętała: „Jesteś materiałem na wymarzoną żonę, ale ja nie chcę się żenić”. I gdyby chociaż drań skakał z jednej na drugą przez kolejną dekadę, łamiąc raz za razem kolejne serca, jakoś by to przełknęła. Ale nie! On się po dwóch latach ożenił, a zaręczyny ogłosił szumnie już pół roku po tej załganej deklaracji wiecznego kawalerstwa.

W takich chwilach nienawidziły wszystkich mężczyzn. Na pamięć znały wymówki, ich i swoje. „A może zgubił mój numer?”, „Pewnie znów zatrzasnął telefon w szafce na siłowni”, „Taaa, a może złamał palec i nie może odpisać na SMS-a?” Śmiały się przez zły.

Ciepła zupa i letnia wódka błogo wypełniły żołądek, niosąc krzepiące pocieszenie do złamanego serca.

– Zobaczysz, on gdzieś jest. I znajdzie Cię. Tylko idzie z daleka, dlatego musisz poczekać dłużej. Ale jak już przyjdzie, nie będzie już „ale”. Obiecuję. Zjedz jeszcze.

Zupa pomidorowa na złamane serce

  • litr wywaru mięsnego lub warzywnego, najlepiej domowego rosołu, ale od biedy może być też porządna łyżka sosu sojowego rozpuszczona w litrze gorącej wody lub w ostatecznej ostateczności – kostka rosołowa.
  • puszka pomidorów bez skóry (w sezonie niech będą to świeże pomidory)
  • pół dużej cebuli lub jedna mniejsza
  • ząbek czosnku
  • łyżeczka papryki słodkiej, szczypta ostrej chilli
  • szczypta cukru, łyżeczka soli, pieprz
  • 2 łyżki oliwy lub oleju

Na dnie garnka rozgrzać oliwę i zeszklić na niej pokrojoną byle jak w piórka cebulę posypaną szczyptą soli, żeby się nie spaliła. Gdy się lekko zarumieni zalać bulionem. Dodać pomidory, wcisnąć czosnek i dodać przyprawy, zagotować. Zblendować. Podawać solo, jedynie z dekoracją z gęstej kwaśnej śmietany, lub w wersji bardziej sycącej – z ryżem, drobnym makaronem lub grzankami z chleba. Można posypać ulubionymi ziołami.

Zrobić więcej na wszelki wypadek, gdyby niespodziewanie trzeba było kogoś ukoić.

 

 

Dodaj komentarz