Kogel-mogel kręciła z rozmachem. Łyżka uderzała o kubek rytmicznie i głośno. Słychać było naprzemienne szybkie szurnięcie metalu o grube szkło a zaraz potem tępe uderzenie. To był moment, gdy rozpędzona łyżka swoją wypukłą częścią stykała się z powierzchnią naczynia. To był moment ważny – roztarciu ulegały wówczas drobinki cukru. Kogel-mogel spod miksera to nie to samo. Kogel-mogel robiony w wielkiej misce, w ilości cukierniczej, to już zupełnie inna historia. A ta historia jest o poczuciu bezpieczeństwa.