Myśli przy kręceniu kogla-mogla

FB51A80F-7EE4-4753-9BFE-7439F5FF8FF2

Kogel-mogel kręciła z rozmachem. Łyżka uderzała o kubek rytmicznie i głośno. Słychać było naprzemienne szybkie szurnięcie metalu o grube szkło a zaraz potem tępe uderzenie. To był moment, gdy rozpędzona łyżka swoją wypukłą częścią stykała się z powierzchnią naczynia. To był moment ważny – roztarciu ulegały wówczas drobinki cukru. Kogel-mogel spod miksera to nie to samo. Kogel-mogel robiony w wielkiej misce, w ilości cukierniczej, to już zupełnie inna historia. A ta historia jest o poczuciu bezpieczeństwa.

Zdała sobie sprawę, że dokładnie pamięta porcelanowy, malowany w żółte i niebieskie kwiatuszki kubek z nadtłuczonym brzegiem, w którym kogel-mogel robiła dla niej ciocia, jakieś dwadzieścia parę lat temu.

Deser dla biedoty, półprodukt wielu ciast, ot po prostu utarte żółtko z drobnym cukrem. Kogel-mogel to jednak dla niej coś więcej. Symbol popołudni spędzanych z ukochaną ciotką w ciasnym ale słonecznym mieszkaniu w bloku z lat 50., w oczekiwaniu, aż mama wróci z pracy i ją zabierze. To była uczta dla łasucha. I nagroda za cierpliwość. Gdy ręka starszej już cioci ciężko pracowała, ona, chodziła wokół niej, ze sto razy pytając „Czy już? Czy kogiel-mogiel (jak go błędnie nazywała), jest już gotowy?”

Kogel-mogel zawsze każe na siebie czekać dłużej, niż potem jest jedzony. Dziś, gdy już jako dorosła kobieta robi go sama (co zdarza się bardzo rzadko, tylko wtedy, gdy naprawdę potrzebuję zatracić się w tym słodkim wspomnieniu, schować się pod kocem z kawą i czymś słodkim, i tym sposobem zaprotestować przeciwko wszystkim dietom, deadline’om i obowiązkom jakie na nią czekają) kręcąc go przemierza mieszkanie w tę i z potworem jakieś kilkadziesiąt rasy. I kręci, aż ze zmęczenia więdnie jej ręka. – To doskonały czas na przemyślenia – odkrywa. By zaraz potem sobie tłumaczyć. – To rytuał. Bez tego wysiłku, pewnie nie smakowałby tak dobrze – tłumaczy sobie w myśląc. Tak naprawdę w duchu złości się, bo krem nadal jest zbyt żółty. Nie może się doczekać. Jak dziecko.

Idealny kogel-mogel musi być jasny, puszysty i kremowy, nie może przypominać kolorem tego, z czego pochodzi, czyli kurzego żółtka, ani nie może być spieniony jak ubite na sztywno białko jaja. Musi być kremowy i powoli, zmysłową strużką ściekać z łyżki.

Jakieś 10 minut intensywnego kręcenia, dwie minuty jedzenia, dwa lata w biodrach. To jej rachunek za chwilę ucieczki przed światem.

Przepis:
– 1 żółtko jaja od wiejskich kur
– 2 łyżki cukru pudru, lub cukru drobnego
– stary kubeczek

Po ukręceniu żółtka z cukrem, można dodać nieco wanilii lub pół łyżeczki kakao. Tak czasem robiła ciocia. Można też nie dodawać nic, zaparzyć do tego ulubiona kawę i zjeść nie dzieląc się z nimi, udając że się zniknęło.

Dodaj komentarz