– Pamiętaj, trzeba mieć spiżarnię pełną strączków i kasz, a głodu nie zaznasz – powtarzała babcia Tala, jakby za chwilę znów miała wybuchnąć wojna. K. dobrze zapamiętała to zdanie, które usłyszała w dzieciństwie. W słoikach, ciasno ułożonych na najważniejszej kuchennej półce, przechowuje więc kilka rodzajów fasoli, ziarna słonecznika i dyni, nieprażoną grykę oraz kilka rodzajów kaszy jęczmiennej. To lokata na przednówek, na dni, gdy nie ma nic ciekawego w lodówce, gdy się nie chciało iść na zakupy lub gdy na karcie debet, a ona przecież obiecała sobie, że będzie oszczędzać.
– Kiedyś, jak nie było wiadomo, co się wydarzy i kiedy po nas przyjdą, mama co rano gotowała jajka na twardo i jeszcze ciepłe wkładała nam do kieszeni, gdy szliśmy paść krowy. Najpierw nas grzały, a jak całkiem ostygły, można było je zjeść. Takie były czasy! A gdy nie było co na mięso liczyć, ratowała nas fasola – kontynuowała opowieść babcia.
Nie podobało jej się, że stary dobry weteran wojenny – fasola Jaś – został zdetronizowany przez soję, fasolę czerwoną i ciecierzycę. Domowa pasta do chleba z białej fasoli była u nas jedzona już na wiele lat zanim modny stał się hummus. I po co było to zmieniać?
Domowa pasta z fasoli
Składniki na miseczkę pasty.
– 30 dag ugotowanej do miękkości białej fasoli Jaś
– garść ziaren słonecznika
– pół ząbka czosnku
– spora szczypta soli
– czarny pieprz
– 3 łyżki oleju z pestek dyni lub z orzechów włoskich
– świeży koperek
Składniki pasty, oprócz koperku, zmiksować w blenderze. Koperek posiekać i dorzucić do pasty. Wymieszać. Jeść z warzywami pokrojonymi w słupki, krakersami lub pieczywem.