Szacunku do jabłek nauczył K. dziadek Marian. W swoim niewielkim ogrodzie zbierał każdy, dosłownie każdy, owoc, który spadł z drzewa. Dawał drugie życie potłuczonym i odbitym jabłkom, robiąc z nich kompoty i dżemy. Nawet robaczywki obierał, kroił na cząstki i układał na talerzykach, zachęcając do ich jedzenia wszystkich domowników. Talerzyki z jabłkami leżały potem w ogromnej ilości w całym domu, a babcia wściekała się, gdy zaczynały latać nad nimi muszki owocówki.
Nieodłącznym atrybutem dziadka był mały nożyk z poklejoną taśmą izolacyjną rękojeścią, służący do obierania jabłek, oraz ręczna maszynka do ich szatkowania w plasterki. Taka przykręcana śrubą do kuchennego stołu. Piwnica dziadków pełna była słoików z najróżniejszymi przetworami z jabłek. Tymczasem na trawie w sadzie, a także na ziemi w kolczastych malinach, które rosły nieopodal jabłoni, nie można było znaleźć nawet jednego jabłka – wszystkie skrupulatnie wyzbierał dziadek Marian.
Jego zbieractwo przerodziło się później w gromadzenie drewna i desek nadającego się na opał. Podwórko i ogród były wyczyszczone z patyczków i gałązek a nawet kory starych. Dziadek nie wzgardził niczym, co dało się wysuszyć i spalić a co broń boże nie było śmieciem. Choć to były czasy, gdy nikt jeszcze nie słyszał o smogu, dziadek z szacunku do pieca, którego nie chciał zanieczyścić, nie wrzucał tam niczego, co nie byłoby naturalne. Wszystkie swoje patyki i deseczki dokładnie suszył i układał w porządku od najmniejszej do największej w altanie i komórce. Dziadek zbierał drewno nawet długo po tym, gdy piecowi podziękowano i postawiono na ogrzewanie gazowe. Nie trzeba chyba dodawać, jak taka kolekcja wkurzała wówczas babcię.
Jednak wracając do jabłek… Z dziadkowych zbiorów trzeba było coś zrobić. Gdy dość było już słoików z kompotami i dżemem, babcia albo piekła szarlotkę (choć ta nazwa wydałaby jej się bardzo obca, dla niej to po prostu było ciasto z jabłkami) albo robiła racuchy. I to właśnie one zapadły K. w pamięć najbardziej. Puszyste, delikatne i bardzo ekonomiczne, bo pozwalające wykorzystać na przykład resztki zsiadłego mleka, maślanki lub kefiru. Błyskawiczne w przygotowaniu, gotowe w kilka minut. Nadawały się do nich nawet kwaśne albo obite jabłka, które nie były tak smaczne, by jeść je na surowo. Taki jabłkowy recykling podobał się dziadkowi oraz wszystkim wnukom, które racuchami zajadały się, posypując je obficie cukrem pudrem.
Szybkie racuchy z jabłek (według przepisu babci Jasi)
Składniki na porcję dla czterech osób:
– półtorej szklanki zimnego zsiadłego mleka lub maślanki
– 2 szklanki mąki pszennej
– 1 jajko
– 1 jedno opakowanie cukru wanilinowego
– spora szczypta soli
– dwie łyżki oleju rzepakowego
– półtorej łyżeczki proszku do pieczenia
– 3 dowolne jabłka, obrane i pokrojone w drobną kostkę
– olej do smażenia
– cukier puder do posypania
Przygotowanie:
W dużej misce połączyć wszystkie składniki: mąkę wymieszać z jajkiem, maślanką, dwoma łyżkami oleju, proszkiem do pieczenia, cukrem wanilinowym i solą. Powinno powstać ciasto o konsystencji gęstszej niż na naleśniki ale rzadsze niż na ciasto ucierane. Dodać pokrojone jabłka i znów wymieszać. Nieduże racuchy smażyć na rozgrzanym oleju rzepakowym z dwóch stron, aż się zarumienią. Podawać posypane cukrem pudrem. Nigdy nie marnować brzydkich jabłek.