Jest w Halloween coś dziecięco naiwnego, radośnie mrocznego, coś tak tandetnego, że aż pięknego. Tej kiczowatej lukrowanej scenerii nie umiem się oprzeć. A od kiedy jestem mamą małego fana Harry’ego Pottera, duchów, dyń, czarów i zakazanego lasu, nawet nie próbuję.
Staję więc dzielnie w szranki z lukrem królewskim i barwnikami spożywczymi, zakasuję rękawy do wydrążania dyń na lampiony i malowania duchów, pająków i trupich czaszek na muffinkach. A to wszystko pomiędzy trzema praniami, gotowaniem obiadu, pisaniem bloga i tekstów na zlecenie, oraz nie przerywając karmienia najmłodszej latorośli, która na szczęście jeszcze nie wchodzi mi na ambicję prośbami w stylu: „Mamoooo, zrobisz mi halołiny prawda? Tak strasznie bym chciaaaał”. Choć nie mam złudzeń, za rok – dwa, do szkieletorów dołączą galopem brokatowe jednorożce, a resztki mojego poczucia estetyki szlak trafi jak piorunem wątpliwy urok Tęczowej Rubinki. Ale o gustach się nie dyskutuje, zwłaszcza z przedszkolakami. Po prostu kiedy śpią, wynosi się do piwnicy co brzydsze zabawki, a naklejki z dinozaurami zmywa się wieczorami z mebli klnąc pod nosem, że to nasza odroczona w czasie kara za podrapanie mamie zabytkowego kredensu cyrklem w drugiej klasie podstawówki.
Po całym dniu takiego udawania matki idealnej strój na nasze skromne, covidowe, domowe Halloween party jest mi zbędny. We włosach mam czarny lukier, na plecach garba, pod oczami sińce, a na ustach pianę złości. Wystarczy dodać burgundową szminkę i szelmowski uśmiech, a Morticia Addams lub Bellatrix Lestrange jest ze mnie jak malowana.
I jaki z tego morał? Że średni choć uparty ze mnie cukiernik, że dobrze że takie rzeczy piekę tylko raz do roku (kogo ja oszukuje, za chwilę podobny maraton urządzę sobie na gwiazdkę i dumna oraz blada będę dekorować pierniczki choćbym miała paść), oraz że naprawdę uwielbiam Halloween. Za rok będę już jednak mądrzejsza. Muffinki dyniowe zacznę dekorować kremem mascarpone dopiero gdy porządnie wystygną (sic!), a czarny lukier zrobię dużo dużo gęstszy (oszczędzę sobie tym sposobem trochę nerwów, tonę prania, szorowanie kuchni z czarnego barwnika i godzinę zmarnowaną na poprawki).
Jedno za rok zrobię tak samo – aksamitny sernik z dyniowym purée. W sumie to już nigdy nie upiekę sernika inaczej, bo po prostu ten jest najlepszy. Jest przerażająco (dla moich wymiarów w biodrach) pyszny. I nie opada (tralalalala). Przepisem dzielę się z Wami. Zróbcie go na okazję lub bez, i cieszcie się nim, choćbyście mieli halloweenowe przyjęcie spędzić w mocno ograniczonym przez pandemię gronie. Życia nie wolno odkładać na potem. A smak nadają mu małe rzeczy. Pająki i pajęczyny na serniku na przykład.
Aksamitny sernik dyniowy na imbirowym spodzie
200 gramów kruchych ciasteczek imbirowych pokruszyć na drobno w blenderze. Dodać do nich 100 g roztopionego masła. Zagnieść „ciasto” i wyłożyć nim spód tortownicy o średnicy 26 cm.
W dużej misce zmiksować blenderem na bardzo gładką masę:
– 1,2 kilograma wiejskiego twarogu pełnotłustego
– 200 ml słodkiej śmietany 30%
– 250 g mascarpone
Do masy dodać:
– 400 g purée z dyni (to po prostu miąższ upieczonej dyni, zblendowany na gładko i wystudzony)
– 3 duże jajka z wolnego wybiegu
– szklankę cukru
– 4 czubate łyżki mąki ziemniaczanej (lub dwa budynie śmietankowe)
– łyżeczkę ekstraktu z prawdziwą wanilią
– łyżkę otartej skórki pomarańczowej lub cytrynowej.
Całość wymieszać delikatnie mikserem lub dużą łyżką. Wylać na spód ciasta. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 175 st. Celsjusza i piec 40 minut. Po zakończeniu pieczenia nie otwierać piekarnika, po to, by sernik wytracał temperaturę stopniowo i powoli. Dzięki temu nie opadnie i będzie naprawdę piękny. Można go zostawić sauté lub polać roztopioną białą czekoladą.
Zrobić lukier królewski. Jedno białko jaja ubić na pianę, i ciągle miksując stopniowo po łyżce dodać około 3/4 szklanki cukru pudru. Na koniec wlać kilka kropel soku z cytryny. Wystudzony sernik dekorować lukrem przy użyciu rękawa cukierniczego lub grubego worka z małą dziurką wyciętą w rogu. Namalować szkieletora, duszki lub pajęczynę.
Żeby zrobić pająki (lub nietoperze albo dynie-potwora) – do lukru należy dodać jeszcze więcej cukru pudru oraz czarny barwnik spożywczy.