Cukinia przechodnia

cukinia

Nim trafiła do K. i według jej znajomych, stała się „jej cukinią”, była cukinią Beni.  K., gdy spróbowała jej po raz pierwszy, zapomniała się i wyjadła widelcem całą zawartość stoika. Zrobiła to łapczywie i bezwstydnie, wydłubała sałatkę do ostatniego ziarenka gorczycy, jakie zostało na dnie. Benia popatrzyła na nią z radosnym politowaniem i powiedziała: „Oj biedaku dam ci przepis, to banalnie proste”.

O robieniu przetworów z cukinii Benia mówiła mocno gestykulując. Pocierała lub otrzepywała ręce i łączyła palce, jakby chwytała nimi szczyptę soli. Zdradzała tym samym jednoczesną precyzję i luz towarzyszące jej przy kuchennej pracy.

Taka własnie była Benia. Nieopisana, niejednoznaczna, surowa i ugotowana, zimno-ciepła, słodko-słona. Benia, od której przepisu wszystko się zaczęło. Wtedy, jedząc cukinię wprost ze słoika, K. pomyślała, że przepis musi pójść w świat, ale nie bez kontekstu, że Benia musi być jego częścią.

Wyobraźcie sobie kobietę czterdziestoparoletnią, spokojną i wnikliwą, która nigdy nie zdradza swoich oczekiwań. Jest pogodzona i pogodna, jakby wiedziała, co wydarzy się jutro. O swoim mężu mówi „tak zwany mąż”, darząc go uczuciem dojrzałym ale nieco wypłowiałym przez lata i kilka rozczarowań (o których nigdy – rzecz jasna – nie opowiadała, a które można było odgadnąć jedynie czytając jej słowa między wierszami). O dorosłych dzieciach, które kocha nad wszystko i bez żadnego „ale”, mówi za to „moje potwory”. Bywa ironiczna – jest jej z tym niezwykle do twarzy. K. mawiała o niej „Benia dobra rada”, bo oprócz przepisu na cukinię Benia dawała przepisy na złamane serce, strach przed nieznanym, złą relację ze stetryczałymi dziadkami, plamę na ubraniu i zwichrowane myśli. Stawiała K. za warkoczyki do pionu nie raz. Sama nigdy nie dała się odkryć, na tyle, by można ją było za cokolwiek chwytać. Dzieliła je  spora różnica wieku, może więc dlatego K. i Benia, które przez chwilę pracowały w jednym biurze, stały się dla siebie tylko, a może aż, dobrymi koleżankami.

Jak się po latach okazało z opowieści Beni, wcześniej cukinia należała do doktor Traczkowej. To była jej cukinia.

Doktor Traczkowa, dziś już na emeryturze, wyglądem i zachowaniem bardziej przypominała czarownicę niż pediatrę. Może dlatego Benia wspominając ją nie umiała sobie przypomnieć żadnej sensownej historii medycznej, za to kilka zielarsko-kulinarnych. Kiście ususzonych warzyw i bukiety ziół zwisały doktor Traczkowej nad biurkiem. Na półkach, zamiast książek o ludzkim ciele, stały tony słoiczków, z przetworami oczywiście. Wśród nich cukinia. W oderwaniu od Beni i doktor Traczkowej (która znała się z ojcem Beni – również lekarzem – stąd to cudaczne połączenie dwóch kobiet) byłaby zupełnie pospolitą cukinią w słoiku. Ale smak ma zbyt wyrazisty na to określenie. Ma smak słodko-słony właśnie. Zamknięty w słoiku na potem, by aromat nie uleciał i by móc się nim dzielić z innymi. Teraz – to samo staje się z nim tu.

Cukinia w curry – przepis

Cukinia
2,5 kg. młodej cukinii (ma miękką skórkę i nie trzeba jej obierać) umyć i pokroić w półtalarki. Wrzucić do dużej miski, dodać 3-4 cebule pokrojone w
piórka, zasypać 2 stołowymi łyżkami soli, odstawić. Warzywa puszczą sok.

Zalewa
W garnku zagotować:
2 szklanki wody
2 szklanki cukru
2 szklanki octu

Przyprawy
Dokładnie wymieszać:
2 łyżeczki zielonego, posiekanego koperku
4 ząbki posiekanego czosnku
2 łyżeczki białej gorczycy
2 łyżeczki curry
2 łyżeczki mielonego pieprzu
2 łyżeczki słodkiej papryki
Wszystko dokładnie wymieszać.

Cukinię z cebulą zalać gorącą zalewą, zagotować, przełożyć do słoików, równomiernie wsypać do każdego słoika z osobna wymieszane przyprawy,uzupełnić zalewą, pasteryzować 15 min.

cukinia

 

1 Comment

Add Yours

Dodaj komentarz