Miał na imię Luigi i był najbardziej nietypowym Włochem jakiego znała. Nie był nieprzytomnie zakochany we własnej ojczyźnie, płynnie mówił po angielsku, chętnie uczył się kolejnych języków obcych i nie mieszkał z mamą. Ba – nie dość, że wyprowadził się z rodzinnego domu, to jeszcze bez żalu wyprowadził się w Włoch. Wybrał Wyspy Brytyjskie twierdząc, że tamtejsza pochmurna pogoda bardziej mu odpowiada niż południowy skwar. Lubił podróżować i smakować nowych rzeczy. Dziwak jak na włoskie standardy.
Podczas gdy większość Włochów zwiedzających polskie miasta, w porze obiadu nerwowo poszukiwała miejsca, gdzie dają spaghetti lub chociaż byle pizzę, on w mlecznym barze zamawiał pierogi ruskie i z kapustą, śmiejąc się, że powinno się je wymawiać jak jego imię, przez „dż”. Pierodżi bardzo mu smakowały.
Jedna tylko cecha była u niego typowo włoska. Uważał, że potrafi gotować lepiej od wszystkich, a jego wersja sosu do makaronu na bazie pomidorów jest jedyną słuszną. Być może miał rację. Być może nie. K. nie było jednak dane spróbować ani tego, jak gotują wszyscy Włosi, ani nawet wszystkich rodzajów sosów w wykonaniu znajomego. Za to wegetariańska carbonanara, którą dla niej przygotował, zmieniła wszystko.
Od tamtego momentu, kiedy (ku jej wielkiemu zdziwieniu) gorący, dopiero co odcedzony, makaron, wylądował w misce wprost na surowych żółtkach wymieszanych jedynie z tartym parmezanem, nic nie było już takie samo. Patrzyła z rozdziabionymi ustami, jak żółtka z serem pod wpływem gorącej pasty, rozkosznie rozpuszczają się i zaparzają jednocześnie, by następnie utworzyć idealnie kremowy sos. Zrozumiała, że nie mają racji osoby, które robią to inaczej. Dodawanie całych jajek na wciąż ciepłą patelnię, ani tym bardziej mieszanie ich ze śmietaną, nie mają sensu. Żółtkom wystarczy towarzystwo gorącego makaronu i ser. Na daniu Luigi’ego, zamiast kawałków smażonego podgardla czy pancetty (czyli surowego boczku) z oryginalnego przepisu, znalazły się jeszcze duszone plastry cukinii, świeżo mielony pieprz, poszatkowane liście bazylii i garść tartego, parmezanu. Otworzył do tego lekkie czerwone wino i podał na stół.
– Ale czy wino nie powinno być białe? Do makaronu z cukinią w jasnym sosie…? – zapytała K. chcąc zabłysnąć. – Może i powinno, nie wiem, to lubię najbardziej. Wy Polacy podchodzicie do tych spraw zbyt poważnie.
Prawidłowa carbonara z cukinią
Składniki dla dwóch osób:
– 2 młode nieduże cukinie
– pół opakowania makaronu typu penne lub spaghetti
– cztery żółtka jaj
– 3 spore garści tartego seradługodojrzewającego, najlepiej parmezanu
– 1 ząbek czosnku
– sól, pieprz
– świeża bazylia
– 3 łyżki oliwy z oliwek
Przygotowanie:
Makaron ugotować al dente, w dużej ilości wody z płaską łyżeczką soli.
Młode cukinie umyć i pokroić w jednocentymetrowe plastry lub półtalarki, nie obierać! Następnie wrzucić kawałki na patelnię z odrobiną oliwy, szczyptą soli i rozgniecionym ząbkiem czosnku i dusić do miękkości, pilnując, by się nie rozpadały.
Do głębokiej, czystej i suchej miski wbić 4 żółtka, dodać dwie duże garści startego drobno parmezanu, nieco pieprzu, najlepiej świeżo mielonego, i łyżkę oliwy z oliwek. Nie solić.
Gdy makaron się ugotuje, odcedzić go i niezwłocznie wrzucić do miski z jajkami. Energicznie, ale delikatnie wymieszać, by żółtka się ścięły a ser stopił.
Do makaronu dodać cukinię, trochę posiekanej bazylii, jeszcze trochę pieprzu i wymieszać. Całość przybrać kilkoma listkami bazylii lub innych ulubionych ziół, np. pietruszki. Przed podaniem posypać parmezanem. Serwować z ulubionym winem. Bez znaczenia, jakiego koloru.