Blog

Sałatka z patelni na wiosenne postanowienia

Gdy nadchodziła wiosna, na domowników padał blady strach. Trzeba było ruszyć tyłek sprzed telewizora. Lepsza pogoda oznaczała bowiem koniec wymówek od biegania czy roweru. Wypadało też zrzucić parę kilogramów z bioder i parę smakołyków z talerza. On miał przestać zajadać kanapki po dwudziestej pierwszej, ona miała zrobić detoks od wieczornego wina i pozornie tylko niegroźnych przekąsek. Oni – mieli się w tym wspierać i motywować. Sałatki jeść mieli i jogurty, biegać i chudnąć w oczach. Znacie to? 

Myśli przy kręceniu kogla-mogla

Kogel-mogel kręciła z rozmachem. Łyżka uderzała o kubek rytmicznie i głośno. Słychać było naprzemienne szybkie szurnięcie metalu o grube szkło a zaraz potem tępe uderzenie. To był moment, gdy rozpędzona łyżka swoją wypukłą częścią stykała się z powierzchnią naczynia. To był moment ważny – roztarciu ulegały wówczas drobinki cukru. Kogel-mogel spod miksera to nie to samo. Kogel-mogel robiony w wielkiej misce, w ilości cukierniczej, to już zupełnie inna historia. A ta historia jest o poczuciu bezpieczeństwa.

Mężczyzna, burgery i święty spokój

Mężczyźnie można sprawić przyjemność na kilka sposobów. Oczywiste – pominę. Im jednak dłużej była mężatką, tym częściej się przekonywała, że czasami wystarczy dać facetowi święty spokój, a będzie się cieszył jak z gry na PlayStation pod choinkę. Dla lepszych efektów można najpierw ofiarować grę, a potem święty spokój – wtedy sukces murowany. Tak samo jest z burgerami. Ważne, żeby nie przekombinować i nie uszczęśliwiać na siłę. Licznik kalorii, bezglutenowe bułki i wszelkie jakże głębokie przemyślenia o zdrowotności tego czy owego, należy zostawić na inne okazje, a małżeńskie szczęście będzie gwarantowane.

Zupa dyniowa z mlekiem kokosowym

Dynia ma swój czas. Czas dyniowy, na który trzeba poczekać. Gdy wreszcie nadchodzi, dynia gości na moim stole niemalże codziennie. Rozgrzewająca, lekko ostra a jednoczesnie aksamitna zupa dyniowa jest tym, bez czego  jesienią po prostu nie mogę się obejść. 

Pomidorówka i gorzka żołądkowa

Była niedziela, ledwie 10 rano, gdy N. przyszła zapłakana do przyjaciółki. Mieszkały blisko siebie, na szczęście. To przydawało się o wiele częściej, niż tylko wtedy gdy trzeba było pożyczyć sukienkę lub pogadać przy kawie. To ratowało życie. Sklejało złamane serce, czasem łatało dziurę w portfelu przed wypłatą. Obie jedynaczki, bez bliskiej rodziny, w wielkim mieście. Nałogowo oglądały serial, w którym siła przyjaźni kobiet grała znacznie większą rolę, niż tytułowy seks. 

Na jabłka do babci i dziadka

Szacunku do jabłek nauczył K. dziadek Marian. W swoim niewielkim ogrodzie zbierał każdy, dosłownie każdy, owoc, który spadł z drzewa. Dawał drugie życie potłuczonym i odbitym jabłkom, robiąc z nich kompoty i dżemy. Nawet robaczywki obierał, kroił na cząstki i układał na talerzykach, zachęcając do ich jedzenia wszystkich domowników. Talerzyki z jabłkami leżały potem w ogromnej ilości w całym domu, a babcia wściekała się, gdy zaczynały latać nad nimi muszki owocówki.

Zbyt poważne podejście do carbonary

Miał na imię Luigi i był najbardziej nietypowym Włochem jakiego znała. Nie był nieprzytomnie zakochany we własnej ojczyźnie, płynnie mówił po angielsku, chętnie uczył się kolejnych języków obcych i nie mieszkał z mamą. Ba – nie dość, że wyprowadził się z rodzinnego domu, to jeszcze bez żalu wyprowadził się w Włoch. Wybrał Wyspy Brytyjskie twierdząc, że tamtejsza pochmurna pogoda bardziej mu odpowiada niż południowy skwar. Lubił podróżować i smakować nowych rzeczy. Dziwak jak na włoskie standardy.

Lazanki, czyli lasagne à la łazanki

Czerwiec kocha się za truskawki, długie dni, koniec szkoły i młodą kapustę tak dobrą, że aż skrzypi pod zębami, zajadana na surowo. Gdy zaś udusi się ją na klarowanym maśle z boczkiem lub wiejską kiełbasą, dorzuci tonę koperku i popieprzy tak solidnie, że czarne drobinki pieprzu widać z kosmosu, zwykła na pozór kapusta staje się przyczyną do wylizywania rondla. Dosłownie.

Kapusta – głowa rodziny polskich warzyw – właśnie teraz ma swój czas. Doceniam ją za dumny kształt, soczysty kolor, radosną chrupkość i lekką ostrość – gdy jest skrojona do surówki, oraz za subtelną słodycz- gdy jest podana na ciepło.

Zanim jednak podzielę się z Wami moim autorskim przepisem na najlepsze chyba danie z młodą kapustą, jakie jadłam, czyli lazankami à la lasagne, nasza bohaterka – kapuściana głowa – zasługuje na odrobinę wspomnień. 

Lanckorona, kruche z rabarbarem i kuchnia magiczna

Był jeszcze maj, gdy zaczepiła ją w sieci i wysłała zdjęcia ciasta i roślin. Donosiła, że już jest – rabarbar z jej tajemniczego ogrodu. Idealny na kruche ciasto, którym K. zawsze się zajada, goszcząc u niej w Lanckoronie. Zatęskniła za nim tak bardzo, że jeszcze tego wieczoru we własnej kuchni zagniotła kulkę ciasta i wyłożyła na nią czerwono-zielone kwaśne łodygi rabarbaru. Do wazonu wstawiła piwonie i zarządziła małe święto pierwszych dni lata. Rozmyślała o D.

Żur ich powszedni

Żur gotowany na zakwasie, jest jak niekończąca się opowieść. To nie jest tylko zupa, to świadek płynącego czasu i przemiany starego w nowe. Często zapominamy, że materia, która nas tworzy, kiedyś była gdzie indziej, i będzie trwać gdzieś nadal, gdy nas już zabranie. Żur kryje w sobie tę prawdę o świecie. W każdym zakwasie jest coś z poprzedniego. I każdy zakwas daje początek nowemu.
W kuchni staropolskiej żur jadano zwłaszcza na przednówku, gdy brak było świeżych warzyw. Z tego samego powodu jest też popularną zupą wielkanocną. W domu Magdy żur je się codziennie przez okrągły rok. Na śniadanie.