Blog

Śledzik

Do śledzika (nie, nie do śledzia, ale właśnie do ŚLEDZIKA!) Polacy mają stosunek osobisty, wyjątkowy wręcz. To spersonifikowany kawałek surowej, solonej ryby, który lubi pływać, ma charakterek i gości w naszych domach na wszystkie możliwe okazje. Śledzik to taki swój chłop, jak ulubiony wujek, którego z przyjemnością zaprasza się na domowe przyjęcia, bo opowiadając nieco rubaszne żarciki, polewa wódkę jak nikt inny, ani za wolno, ani za szybko. Nikt mu przez to nie odmawia, co jest gwarancją udanej imprezy. Zupełnie jak śledzik. Szczególnie w Boże Narodzenie nie może go zabraknąć.

Obiad dla jednej osoby

W dniu kiedy powiedziała „dość” poszukiwaniom świętego Graala, czyli faceta na życie, nauczyła się doskonale gotować dla jednej osoby. Okazało się, że to wyzwanie z pogranicza logistyki, sztuki kulinarnej i psychologii. Trudne, wymagające motywacji, przemyślenia i organizacji, ale niezbędne. Przywraca życiu smak. 

Jaś weteran

– Pamiętaj, trzeba mieć spiżarnię pełną strączków i kasz, a głodu nie zaznasz – powtarzała babcia Tala, jakby za chwilę znów miała wybuchnąć wojna. K. dobrze zapamiętała to zdanie, które usłyszała w dzieciństwie. W słoikach, ciasno ułożonych na najważniejszej kuchennej półce, przechowuje więc kilka rodzajów fasoli, ziarna słonecznika i dyni, nieprażoną grykę oraz kilka rodzajów kaszy jęczmiennej. To lokata na przednówek, na dni, gdy nie ma nic ciekawego w lodówce, gdy się nie chciało iść na zakupy lub gdy na karcie debet, a ona przecież obiecała sobie, że będzie oszczędzać.

Urodzeni 28 czerwca

Jakie jest prawdopodobieństwo, że facet, który ci się podoba urodził się w ten sam dzień, co ty? Nie była dobra z matematyki, ale szacowała, że niewielkie. I ten zbieg okoliczności, fakt że oboje mają urodziny 28 czerwca, wydawał jej się tak znaczący, że postanowiła bliżej poznać tego nieśmiałego kolegę z pracy, informatyka w okularach z końca korytarza.

Najlepszy obiad na świecie

Najlepsze jest jedzenie najprostsze, nie miała co do tego wątpliwości. Ziemniaki pieczone na patelni z boczkiem i cebulą, do tego szklanka zimnego zsiadłego mleka, szczypta świeżego kopru a w wersji na duży głód jeszcze jajko sadzone albo duszony szpinak. Pamięta takie obiady z dzieciństwa. Najlepiej smakowały latem. 

Podwieczorek, głupcze!

Kiedyś nie było deserów po obiadach ani wyszukanych przystawek przed zupą, ale za to były podwieczorki. Dlatego też pewnie nie było dietetyków, którzy tak mądrzą się teraz, że w ciągu dnia trzeba zjeść pięć posiłków, jakby odkryli tajemnicę świata.

Baby babci

Babcia zawsze na Wielkanoc piekła baby drożdżowe. Nie babki, ale baby właśnie. Wielkie i dumne, wyrośnięte i puszyste jak kobiety Rubensa, a jednocześnie skromne i tradycyjne jak zakonnice. Bez lukru, bez ozdób, ledwie z odrobiną rodzynek, choć i to niekoniecznie.

Z mazurkiem przez historię

Tłustą, najtańszą margarynę w kostce babcia rozpuszczała w garnku na gazie i łączyła z kiepskiej jakości kakao. Mieszała je długo, aż zniknęły grudki. Potem polewała tym obficie bakalie, by przykryć miejsca, gdzie ich brakowało. Czasem tłuszcz się odwarstwiał i na polewie pojawiały się białe, margarynowe zacieki. Domowego wyrobu czekoladopodobnego było na mazurku więcej niż orzechów i suszonych owoców. Tak wyglądał mazurek w PRL-u. Taki zapamiętała, jako najlepsze wielkanocne ciasto świata.

Deser ciepło-zimno dla kochanka

Gdy robiła to danie, zawsze towarzyszyła jej pewna ekscytacja. Po pierwsze dlatego, że upiornie gorący karmel niebezpiecznie skwierczał na patelni, domagając się pełnej atencji i błyskawicznego działania. Ale także dlatego, że było ono obietnicą równie gorącego ciągu dalszego.

Pierwsze spaghetti w historii

Kilkanaście lat temu w osiedlowym sklepie nie było ani makaronu w formie długich nitek, nie było sosów do spaghetti, ani tych gotowych ani nawet w proszku, a bolognese nie widniało jeszcze w karcie żadnej restauracji. O istnieniu spaghetti wiedziała tylko z filmów, ale szczerze mówiąc, nie zastanawiała się nigdy, jak smakuje.