Przygotowywał się do tego dnia długo, choć pewnie znacznie krócej niż wyobrażała to sobie ona. Ona scenariusze tego wieczora (tak to przecież musiał być wieczór) rozważała już od dawna i na wszelki wypadek zawsze była przygotowana – ubrana lepiej niż zwykle i z paznokciami świeżo pomalowanymi na stonowany, uniwersalny kolor. Tak też było w tę środę, na którą on zapowiedział samodzielnie zrobioną kolację i zasugerował, by ona nieco później niż zwykle wróciła z pracy. Poprosił też ją o podpowiedź, co mógłby ugotować, by było lekkie, wytworne ale jednocześnie proste.
Zaręczyny, czyli o rybie w domowych pieleszach
Zupa i cała reszta
Zapytany: „Co jadłeś na obiad?” zawsze odpowiadał: „Kotleta z ziemniakami”, niezależnie, czy jadł akurat kurczaka z ryżem, schabowego z frytkami czy rybę na dyniowym purée. Zawsze jadł kotleta z ziemniakami. Wszystko zmieniło się, gdy poznał ją.
Cukinia przechodnia
Nim trafiła do K. i według jej znajomych, stała się „jej cukinią”, była cukinią Beni. K., gdy spróbowała jej po raz pierwszy, zapomniała się i wyjadła widelcem całą zawartość stoika. Zrobiła to łapczywie i bezwstydnie, wydłubała sałatkę do ostatniego ziarenka gorczycy, jakie zostało na dnie. Benia popatrzyła na nią z radosnym politowaniem i powiedziała: „Oj biedaku dam ci przepis, to banalnie proste”.