W kuchni lubiła być sprytna. Resztki ziemniaków z wczorajszego obiadu w mgnieniu oka potrafiła przerobić na wytworne danie, na hiszpańską frittatę z warzywami chociażby. Albo na polskie słodkie kopytka z jogurtem, miodem i truskawkami. Czasem specjalnie gotowała za dużo ziemniaków, żeby nie musieć przez ten mozolny proces przechodzić raz jeszcze dnia kolejnego. Obieranie i gotowanie ziemniaków uważała bowiem za jedno z najbardziej nudnych i pracochłonnych procedur kulinarnych. A ona chciała gotować szybko, zdrowo, efektownie i ograniczając bałagan do minimum. Z lenistwa i próżności. Nie lubiła sprzątać. Lubiła zbierać pochwały.
Sprytna i wybitna, czyli frittata ze szparagami i dymką
Szparagi i hasztagi
Książki kucharskie kupuję pasjami. Jednak nie dla przepisów, ale dla zdjęć. Czerpię z nich inspiracje na nowe połączenia smakowe, podpatruję mistrzowskie ujęcia. Jem oczami i wielbię foodfotografów. Bo gotować -lepiej lub gorzej – potrafi każdy. Ale zrobić dobre zdjęcie jedzenia – to już wyższa szkoła jazdy, a ja w tej szkole jestem dopiero w zerówce. I nie jestem w niej sama. W sieci co rusz napotykam smutne próby sfotografowania ciapy gulaszu z kaszą albo kotletów w kolorze starej teflonowej patelni. No nie, nie i jeszcze raz nie.