Blog

Żur ich powszedni

Żur gotowany na zakwasie, jest jak niekończąca się opowieść. To nie jest tylko zupa, to świadek płynącego czasu i przemiany starego w nowe. Często zapominamy, że materia, która nas tworzy, kiedyś była gdzie indziej, i będzie trwać gdzieś nadal, gdy nas już zabranie. Żur kryje w sobie tę prawdę o świecie. W każdym zakwasie jest coś z poprzedniego. I każdy zakwas daje początek nowemu.
W kuchni staropolskiej żur jadano zwłaszcza na przednówku, gdy brak było świeżych warzyw. Z tego samego powodu jest też popularną zupą wielkanocną. W domu Magdy żur je się codziennie przez okrągły rok. Na śniadanie.

Baby babci

Babcia zawsze na Wielkanoc piekła baby drożdżowe. Nie babki, ale baby właśnie. Wielkie i dumne, wyrośnięte i puszyste jak kobiety Rubensa, a jednocześnie skromne i tradycyjne jak zakonnice. Bez lukru, bez ozdób, ledwie z odrobiną rodzynek, choć i to niekoniecznie.

Z mazurkiem przez historię

Tłustą, najtańszą margarynę w kostce babcia rozpuszczała w garnku na gazie i łączyła z kiepskiej jakości kakao. Mieszała je długo, aż zniknęły grudki. Potem polewała tym obficie bakalie, by przykryć miejsca, gdzie ich brakowało. Czasem tłuszcz się odwarstwiał i na polewie pojawiały się białe, margarynowe zacieki. Domowego wyrobu czekoladopodobnego było na mazurku więcej niż orzechów i suszonych owoców. Tak wyglądał mazurek w PRL-u. Taki zapamiętała, jako najlepsze wielkanocne ciasto świata.