Gdy była dzieckiem, na smażonego karpia i barszcz z uszkami czekało się cały rok, a ich słodko-słony smak, może dlatego, że robiony przez babcie, może dlatego, że tak wyczekany, był niepowtarzalny. Mama zawsze mówiła, że karp jest pyszny, ale i tak najlepiej smakuje w wigilię. Trudno było się z nią nie zgodzić. Gdy przestała być dzieckiem z roku na rok rosła liczba świątecznych przyjęć, wigilii i wigilijek, na które była zapraszana. Na amerykańską modłę niegdysiejsze spotkania opłatkowe ewoluowały do spotkań przy grzańcu i tańcu, podczas których sekretny święty Mikołaj rozdaje prezenty wylosowanym wcześniej współtowarzyszom.